9300 zł – tyle trzeba było zapłacić 14 września wieczorem za 1 MWh energii elektrycznej na brytyjskiej giełdzie. Bezwietrzna pogoda i rekordowo wysokie ceny gazu spowodowały gigantyczny kryzys energetyczny na całym kontynencie. Europa płaci słoną cenę za uzależnienie się od OZE i rosyjskiego gazu oraz bezmyślne rugowanie węgla.
Choć od zeszłego tygodnia sytuacja na brytyjskim rynku energii elektrycznej się ustabilizowała nadal prąd na Wyspach jest koszmarnie drogi. W poniedziałek 20 września średnia cena energii na brytyjskiej giełdzie wynosiła ponad 237 funtów za MWh, czyli w przeliczeniu na naszą walutę ok. 1280 zł. Dla porównania rok temu, we wrześniu 2020 roku energia kosztowała 44 funty za MWh, czyli ponad pięciokrotnie mniej.
W Wielkiej Brytanii najbardziej jaskrawo uwidocznił się kryzys energetyczny trwający w całej Europie, który w dużej mierze został wywołany przez unijną politykę klimatyczno-energetyczną. Wielka Brytania, choć wystąpiła z Unii, nie zmieniła „zielonego” kursu w energetyce i nadal uczestniczy w systemie handlu emisjami CO2 EU-ETS.
Przyczyny cenowego szaleństwa
Oczywiście można twierdzić, że energia drożeje, bo gospodarki europejskich państw odbudowują się po covidowym kryzysie. To jednak zaklinanie rzeczywistości. Odbicie gospodarcze w żaden sposób nie tłumaczy skali cenowego szaleństwa, z jakim mamy do czynienia. Jego powody są inne i niemal wszystkie wynikają z irracjonalnej polityki energetycznej prowadzonej w ostatnich latach na naszym kontynencie.
Pierwszy i główny winowajca to odnawialne źródła energii, czyli główny filar unijnej doktryny energetycznej. Są one niestabilne i nieefektywne. W tym roku pogoda wyjątkowo nie sprzyja „zielonej” energetyce. Wiatr wieje słabo, a słonecznych dni jest mało. W efekcie OZE produkują bardzo niewiele energii. Dla kraju takiego jak Wielka Brytania, w którym wiatraki i fotowoltaika odpowiadają za niemal 27 proc. miksu energetycznego, to ogromny problem.
Uzależnienie od Rosji
Drugi powód energetycznej drożyzny w Europie wynika wprost z pierwszego. Kiepskie warunki pogodowe dla wiatraków i paneli fotowoltaicznych spowodowały znaczący wzrost zapotrzebowania na gaz ziemny, co w konsekwencji wywindowało jego cenę do rekordowych poziomów. 20 września w holenderskim TTF, największym hubie gazowym Europy, gaz osiągnął cenę ponad 73 € za MWh. Na początku roku było to 17-18 €/MWh, czyli przeszło 4-krotnie taniej. Dodatkowo wzrost popytu na niebieskie paliwo w Europie skrzętnie wykorzystali Rosjanie, którzy nie kwapią się do zwiększenia przesyłu surowca na Zachód. 16 września rzecznik Kremla Dimitrij Pieskow bez ogródek stwierdził, że ceny gazu w Europie ustabilizują się dopiero wtedy, gdy uruchomiony zostanie Nord Stream 2. W identycznym tonie wypowiadają się najwyżsi rangą przedstawiciele Gazpromu. Innymi słowy rosyjsko-niemiecki gazociąg, choć jeszcze nie zaczął działać, już stał się potężnym narzędziem szantażowania i kontrolowania gospodarczego całego kontynentu.
Opłakane skutki rezygnacji z węgla
Jeszcze kilkanaście lat temu Europa mogła w prosty sposób poradzić sobie z horrendalnymi podwyżkami cen gazu. Gdy ten surowiec zaczynał drożeć, po prostu zwiększano produkcję energii w elektrowniach węglowych. Niestety w imię bezrozumnej polityki klimatycznej w większości krajów UE zlikwidowano elektrownie węglowe, które w dużej mierze zostały zastąpione właśnie blokami gazowymi. Na przykładzie chociażby Wielkiej Brytanii, gdzie ponad 46 proc. energii jest produkowanych z gazu, a energetyka węglowa została niemal całkowicie zlikwidowana, widać opłakane skutki, jakie przyniosły te decyzje. Zastąpienie węgla gazem to trzeci powód obecnego kryzysu energetycznego w UE.
Samobójcza strategia
Co warte podkreślenia ta sama samobójcza strategia jest dzisiaj realizowana również przez polskie spółki energetyczne. Na szczęście rugowanie węgla z energetyki na rzecz gazu, które już dawno dokonało się w zachodniej części Europy, u nas dopiero się zaczyna. Na szczęście, bo właśnie dzięki wciąż funkcjonującej nad Wisłą energetyce węglowej cena energii w naszym kraju jest dzisiaj niemal najniższa w Europie. Obecnie 1 MWh kosztuje na polskiej giełdzie niespełna 111,5 €. Dla porównania w Holandii cena ta wynosi 158 €/MWh, we Francji niecałe 150 €/MWh, w Hiszpanii ponad 175 €/MWh, a we Włoszech ponad 181 €/MWh.
Nie zmienia to faktu, że prąd w naszym kraju również gwałtownie drożeje. Jednak dzieje się to znacznie wolniej niż w innych krajach UE i z zupełnie innego powodu. Nasza energetyka wciąż oparta głównie na węglu wydobywanym w polskich kopalniach jest w dużej mierze odporna na szalejącą drożyznę na rynku gazu. Przyczyną wzrostu cen energii nad Wisłą jest co innego, a mianowicie coraz większe koszty wynikające z opłat za emisję CO2 nałożonych przez Unię Europejską. Jeszcze na początku 2018 roku uprawnienie do emisji jednej tony dwutlenku węgla w unijnym systemie handlu emisjami EU ETS kosztowało niecałe 8 euro. Dzisiaj jest to ponad 60 €/t, a cena nadal rośnie. Mamy do czynienia z kuriozalną sytuacją, w której przy produkcji 1 MWh prądu w elektrowni węglowej koszt klimatycznego parapodatku jest dwukrotnie większy niż cena węgla potrzebnego do wytworzenia takiej ilości energii. Swoistym paradoksem jest, że mimo tak absurdalnych obciążeń polska energetyka węglowa jest w stanie wytwarzać obecnie niemal najtańszą energię w UE.
Jaka będzie zima?
Obecny kryzys energetyczny to dopiero zapowiedź katastrofy, którą skończy się dalsze brnięcie w utopię „zielonego ładu”. Europie pozostaje modlić się o to, aby nadchodząca zima była krótka i łagodna. W przeciwnym razie dzisiejsze szaleństwo cenowe może okazać się dopiero przygrywką do tego, co nastąpi za kilka miesięcy. Z kolei w Polsce powinniśmy trzymać kciuki za to, żeby zima była długa i mroźna. Może wówczas nasza klasa polityczna wreszcie uświadomi sobie, że energetyka węglowa zasilana własnym surowcem nie jest obciążeniem, ale ogromnym atutem naszego kraju, którego warto i trzeba bronić.
Łukasz Karczmarzyk
infografika własna na podst. danych www. energylive.cloud